Historia szkoły

1918 rok to nie tylko czas rozpadu Austro-Węgier, upadku II Rzeszy niemieckiej i pogrążenia się Rosji w mrokach bolszewickiej rewolucji, ale przede wszystkim to czas wskrzeszania Polski po 123 latach niebytu. Z tym to okresem naszych dziejów, czasem odrodzenia naszej państwowości i towarzyszącemu tym wydarzeniom entuzjazmem zaangażowaniem, poświęceniem ludzi na rzecz Niepodległej Polski nierozerwalnie związywały się losy naszego miasta, naszej szkoły. Jak łatwo można stwierdzić na podstawie istniejących źródeł dzieje szkoły w Zielonce sięgają 1918 roku i wywodzą się z tzw. „Kompletów” prowadzonych z pobudek patriotycznych w ramach prac społecznych przez najbardziej światłych mieszkańców tej osady. Wraz z odzyskaniem niepodległości, z potrzeby chwili podjęto z powodzeniem próbę powołania placówki oświatowej. Istniejące „komplety” przekształcono w szkołę. Pierwszą siedzibą jej stało się z inicjatywy kpt. Wacława Olbrychta część jego prywatnego domu, dziś już nie istniejącego przy ul. Mickiewicza 3. Były to w gruncie rzeczy dwie izby, z których jedna była klasą a druga szatnią. Kronika szkoły tak oto opisuje: „Szkoła ta poza tablicą niczym nie przypomina dzisiejszej szkoły, gdyż ani odpowiednio umeblowana, ani podręczników nie mówiąc już o jakichkolwiek pomocach szkolnych” nie posiadała. Te piętrzące się wówczas różnorakie trudności nie zrażały jednak owych społeczników do żmudnej i ciężkiej pracy. Ich głównym celem było przecież zorganizowanie dla młodzieży z Zielonki, Siwek, Fugu, Kobylaka i Turowa szkoły z prawdziwego zdarzenia. O jakichkolwiek programach nauczania, czy o książkach nie mogło być wówczas mowy ponieważ w odradzającym się państwie dopiero je opracowywano. Jak podaje szkolna kronika w tamtych czasach „każde dziecko przynosiło do szkoły książkę jaką posiadało w domu, a nauczyciel opracowywał lekcję z każdym uczniem oddzielnie. Zważywszy na różny wiek oraz poziom umysłowy młodzieży, nie trudno sobie wyobrazić trudność i efekty takiej pracy”. Występującą powierzchnię w tamtych czasach radość z świeżo odzyskanej wolności i możliwości uczenia w języku ojczystym była nie tylko motywacją do wszelkiego działania, ale także ich nagrodą i zapłatą za nieprzespane noce, za trudy życia w ówczesnej rzeczywistości.
Pierwszym znanym nauczycielem tej szkoły był mieszkaniec Zielonki Pan Władysław Kaniewski. Wybuch wojny z bolszewikami, której punktem zwrotnym był u wrót Zielonki w 1920 roku tzw. „Cud nad Wisłą” zadecydował u kierującego się patriotyzmem i umiłowaniem ojczyzny nauczyciela o wstąpieniu do wojska. Przerwał on pracę w ledwo powstałej szkole i zaciągnął się do armii. Dziś wiemy na podstawie relacji jego wnuczki pani Anny Czapskiej-Furs, która obecnie pracuje jako nauczyciel historii w naszej szkole, iż brał on udział pod dowództwem Józefa Piłsudskiego w walkach o Kijów. Dziś już nie żyje. Zmarł w 1972 roku i został pochowany na starym cmentarzu w Kobyłce. Krytyczne wówczas chwile dla samodzielnego istnienia naszego państwa nie doprowadziły do unicestwienia ledwo powstałej szkoły w Zielonce. Rok 1920 stał się rokiem dalszego postępu w zakotwiczeniu na stałe szkoły w naszym mieście. Szkoła przeniesiona został na ulicę Sienkiewicza. Rok 1920 otwiera nową kartę w dziejach szkoły. Szkołę przeniesiono do domu państwa Kraszewskich mieszczącego się przy ulicy Sienkiewicza 8.

Motywy takiej a nie innej decyzji były różne. Trzeba nam pamiętać, że były to z jednej strony lata pełne niepokoju o byt narodowy a z drugiej były to lata wielkich nadziei i oczekiwań życiowych Polaków. Nic więc dziwnego, że do „zdobycia wiedzy” garnęło się wówczas wielu młodych i nie tylko młodych ludzi. Ten pęd do wiedzy tak charakterystyczny dla całego kraju miał miejsce również i w naszej osadzie. Do powstałej szkoły przybywało coraz więcej dzieci. Ich przygotowanie jak i możliwości intelektualne były różne. Stąd też zrodziła się wówczas pilna potrzeba przystosowania istniejącej szkoły to nowych wyzwań stawianych przez oczekiwania społeczne. Kronika tak o tym pisze „zachodziła pilna konieczność zmiany lokalu i stworzenia warunków umożliwiających normalną pracę szkolną. W tym celu przeniesiono szkołę … i stworzono szkołę wielooddziałową – stopniowo poszerzając stopień organizacyjny aż do pięciu oddziałów”. W celu zapewnienia odpowiedniego poziomu nauczania szkoła pozyskała do pracy wielu nowych nauczycieli. Wśród nich należy wymienić panią Zofię Hoffmanową i jej siostrę panią Irenę, panią Julię Rembelińską, pana Urbana oraz księdza dziekana Bolesława Jagiełłowicza. Kierownikiem tejże placówki szkolnej został właściciel domu pan Kraszewski o którym pisze w swych wspomnieniach pani Marianna Siwek z domu Michalska. W nowej siedzibie cytując za kroniką szkolną „nauka odbywała się zgodnie z programem nauczania – zaopatrzono dzieci w odpowiednie podręczniki i odtąd szkoła w Zielonce zaczęła żyć normalnym życiem szkoły. Wprowadzono również dzienniczki ucznia , w którym nauczyciele wystawiali stopnie z całego tygodnia oraz zamieszczali swoje uwagi o uczniu”. We wspomnieniach pani Marianny Siwek obraz tej szkoły wyglądał nieco inaczej „stroje były nieobowiązkowe a podręczników – książek nie było”. Zapewne kronika nie kłamie ale prawda o tych latach gdzieś leżała pośrodku. Należy wciąż pamiętać, że wówczas w Zielonce jak i w całym kraju w wielu dziedzinach pomiędzy oczekiwaniami i założonymi celami a możliwościami istniała przepaść. Dzieci chodzące do tej szkoły pochodziły w zdecydowanej większości z rodzin chłopskich. Często też musiały pozostawać w domu by wspomóc rodziców -pilnowali wówczas młodsze rodzeństwo czy też opiekowali się domowym inwentarzem. Mimo tylu piętrzących się problemów szkoła w Zielonce nie tylko trwała ale coraz szybciej rozwijała się. W wspomnieniach uczniów można odnaleźć ten specyficzny, niecodzienny klimat tamtych lat. Pani Marianna z domu Michalska tak to opisuje „Klasy były średniej wielkości. Wzdłuż sali były ustawione ławki, szersze – stoły, a za nimi węższe – do siedzenia. Zajęcia rozpoczynano od codziennych rannych śpiewów hymnu – Kiedy ranne wstają zorze i codziennego wypijania łyżki tranu. W tym codziennym rytuale dzielnie towarzyszył im kierownik który również jak dzieci pił tran”. Po porannej modlitwie i obowiązkowym wypiciu tranu rozpoczynały się zajęcia. Pani Mariannie, która była w latach 1920 – 1925 uczennicą tejże szkoły i ukończyła ją- jak sama wspomina z dumą – z pochwałą kierownika, najbardziej utrwaliły się lekcje z języka polskiego i muzyki. W szczególności zaś pieśni i wiersze, których trzeba było uczyć się na pamięć, a które do dziś pomimo sędziwego wieku pamięta. Są to np. wiersze: „W głuchej puszczy”, „Na krakowskim rynku” czy też pieśni takie jak: „Jeszcze Polska nie zginęła”, „Przybyli ułani pod okienko”. Innym ciekawym epizodem odtworzonym w całej okazałości, a oddającym klimat, atmosfery szkoły tamtych lat są wspomnienia uczennicy Stefanii z Budków Baczkowej, które w całości przytaczam za kroniką. Dotyczą one pani Julii Rembelińskiej kontrowersyjnej postaci nawet jak na tamte lata. „Była to osoba średniego wzrostu, bardzo otyła, nosiła zawsze bez względu na pogodę różowy, płócienny czepek w formie turbana, mający za uszami olbrzymie guziki obciągnięte tym samym materiałem, binokle z łańcuchem, bluzę i spódnice przepasaną wiejskim lnianym, szarym fartuchem zawiązanym w troki. Nauczycielka ta nie rozstawała się nigdy z dyscypliną z czternastoma palcami. Chodziła z nią po klasie. Podchodząc do każdego dziecka kładła ją na ławce, zadawała lekcje, objaśniała, sprawdzała pracę domową. Gdy uczeń nie odrobił jej dostawał dyscypliną po plecach, głowie, gdzie popadło.” Do ciekawostek folkloru szkolnego życia zapewne należała też nauka religii. Istniejące wówczas stosunki i zależności wspaniale opisuje nam pani Siwek. ” Lekcje religii były prywatne (za opłatą). Odbywały się one w Kobyłce na terenie kościoła po mszy na godz. 12.00. Na zajęciach tych obowiązkowe było czytanie Pisma Świętego. Za przeprowadzoną lekcję religii rodzice zobowiązani byli do darów w naturze dla proboszcza i parafii. Lekcje te najczęściej były bez przerw, a jeśli już były to pilnował na nich porządku pan Urban od muzyki, pani Rybnicka od matematyki i języka polskiego oraz sam pan kierownik”. W połowie lat dwudziestych Zielonka z osady liczącej 30 domów dzięki linii kolejowej i odwodnieniu terenu zaczęła zmieniać się i nabierać innego charakteru. Stała się osadą letniskową gdzie mieszkańcy między innymi podejmują starania uwieńczone sukcesem o oświetleniu ulic. O tym fakcie można dowiedzieć się z notatki zamieszczonej na planie Zielonki z 1927 r. Równolegle z rozwojem osady rozwijała się szkoła. Ściany budynku przy ulicy Sienkiewicza 8 nie były już w stanie pomieścić wszystkich dzieci. Dziś już nie wiadomo w którym definitywnie roku, czy 1926 czy 1927 roku władze szkoły zadecydowały o zaadaptowaniu dodatkowo na szkołę domu z „wieżyczką” przy ulicy Literackiej. Istnieje on do dziś. Wówczas był on własnością pana Żelazko. Zapoznając się ze wspomnieniami tak pana Ignacego jak i o rok młodszego brata Aleksandra Michalskiego w „1927 roku w budynku tym uczyły się dzieci z pierwszego i drugiego oddziału”. Z relacji wyżej wymienionych wynika też iż uczyły się tam młodsze dzieci aż do 1930 r. Jednocześnie szkoła jako instytucja ulegała dalszej ewolucji. Ze wspomnień pana Aleksandra Michalskiego wynika, że „każde dziecko miało książkę – podręcznik i granatowy wpadający w czerń fartuszek, który miało nosić przez siedem lat szkoły”. Jednocześnie z wyżej cytowanych źródeł wiadomo, że nie wszyscy jeszcze wówczas posiadali jednakowe podręczniki i „nauczyciel musiał do każdego podchodzić i oddzielnie tłumaczyć temat. Natomiast podstawowych czynności czytania , pisania i liczenia uczono się wspólnie.
Rytuał picia tranu ulegał także zmianie. Już co drugi dzień, a nie jak na początku lat dwudziestych dostawali uczniowie po łyżeczce tego „eliksiru”. Lekcje z wyjątkiem pierwszej trwały po 45 minut. Pierwsza trwała 50 minut. Związane było to z codziennym porannym śpiewaniem pieśni „Wszystkie nasze dzienne sprawy”. Lekcje religii odbywały się już w szkole. We wspomnieniach pan Ignacy Michalski pisze „lekcja religii była pierwsza lub ostatnia, gdyż uczniowie niewierzący przychodzili później lub wcześniej kończyli”. W tym też czasie istniały już dzienniczki w których według opisu pana Ignacego codziennie pisano „Od narodzenia Chrystusa upłynęło…”. Jeżeli chodzi o wychowanie nadal królowała rygorystyczna dyscyplina. Zarówno u pana Aleksandra jak i o rok starszego pana Ignacego na zawsze w pamięci pozostał taki oto obraz: „gdy ktoś nie odrobił zadanego ćwiczenia lub pracy domowej dostawał drewnianą linijką po ręce lub musiał usiąść w oślej ławce, albo też został wyciągnięty za baki, a gdy przeszkadzał na lekcji to 'klęczał na grochu’ „. Na przerwach, które wówczas nazywano pauzą porządku pilnował woźny. Był on w oczach uczniów bardzo ważną osobistością. Pan Ignacy tak oto wspomina. „Woźny był ubrany w uczniowski strój i miał długą drewnianą linijkę, którą dostawał każdy z uczniów po rękach, gdy coś przeskrobał , a gdy już dostał od woźnego musiał zgłosić ten fakt u kierownika szkoły”. Na przełomie lat dwudziestych Zielonka coraz bardziej zmieniała się. Sprzyjające warunki naturalne, pełno zieleni, lasy, czysta rzeczka i bliskość Warszawy zapewniały nie tylko sezonowy wypoczynek, ale też dogodne warunki do osiedlania się. Równolegle z napływem ludności przybywało też i dzieci. Szkoła pomimo iż zajmowała dwa budynki – główny przy ulicy Sienkiewicza 8, w którym mieściły się oddziały od III do VI i filialny przy ulicy Literackiej, w którym funkcjonowały I i II oddział nie była w stanie objąć napływających uczniów. Rosła też presja społeczeństwa na władze szkoły zmuszając je do przereorganizowania w siedmio oddziałową szkołę powszechną. Zapewne podążając w tym kierunku władze przeniosły w 1929 roku szkolę z ul. Sienkiewicza 8 do budynku pana Świerżewskiego przy ul. Kopernika 4. Oddziały I i II pozostały jeszcze przez rok w „domu z wieżyczką”, o którym wcześniej nadmieniliśmy. Budynek szkolny przy ul. Kopernika 4, zburzony podczas wojny, mieścił się na wprost ” starej przychodni” i był nazywany, jak wspomina pan Ignacy – „Willą Bristol”. Na tyłach jego mieściła się apteka. Właścicielem jej był pan Matias.W nowym miejscu funkcję kierowania szkołą powierzono w pełni profesjonalnie przygotowanej osobie. Została nią pani Natalia Turkowska, absolwentka studiów humanistycznych UW. Powiększyło się też znacznie grono nauczycielskie. Obok wspomnianej już kierowniczki cytując za kroniką szkolną pracowali: Danuta Sułkowska , Julia Nowakowska, Wacława Woroniecka, Bronisława Wojciechowska, Stanisław Wiśniewski i Michał Wyrozumski. Pod nowym kierownictwem, na nowym miejscu w 1929 roku po raz pierwszy rozpoczęli uczniowie w Zielonce naukę w siódmej klasie i oni też byli pierwszymi absolwentami, którzy otrzymali w 1930 roku świadectwa ukończenia siedmioklasowej szkoły powszechnej. W śród nich byli: m.in. Budek Jadwiga (Redel), Bartczak Helena (Bulej), Dziedzicówna Maria, Dziedzic, Kwiatkowski, Centarowicz Adolf i inni. W osadzie tej po powstanie w 1925 roku Wojskowego Instytutu Techniki i Uzbrojenia wyraźnie ożywiło się osadnictwo. Zielonka coraz szybciej zaczęła rozwijać się. Sytuacja zaś w szkole, z dnia na dzień, pogarszała się. Napływ dzieci potęgował ciasnotę. Szkoła stając przed narastającymi coraz bardziej problemami lokalowymi podejmowała wiele działań, które w swych zamierzeniach próbowały wyeliminować lub złagodzić istniejące uciążliwości. Miedzy innymi próbowano zaadoptować na sale lekcyjne różnego rodzaju pomieszczenia, czy też bardziej efektywnie eksploatować istniejące. Efekty tych działań był jednak znikome. Istniejąca baza nie stwarzała jakichkolwiek nadziei na rozwój placówki, a wręcz odwrotnie – paraliżowała ją. Jakakolwiek myśl o zastosowaniu właściwych metod pracy, czy też wykorzystaniu pomocy naukowych nie miała w istniejących warunkach żadnych szans na realizację. W takich to realiach zrodziła się nowa wizja, której pomysłodawczynią była sama pani kierownik. Pomysł ten został oparty na koncepcji wybudowania od podstaw własnego obiektu szkolnego, który by zapewnił odpowiedni standard i właściwy rozwój placówki. Mając poparcie wśród wielu miejscowych entuzjastów edukacji, między innymi znanego już nam pana kapitana W. Olbrychta oraz przychylną tej koncepcji „Opiekę Szkolną” pani Natalia Turkowska w 1930 roku zdecydowała się na urzeczywistnienie owych planów. Na zwołanym przez nią zebraniu, uczestnicy po zapoznaniu się i przedyskutowaniu, podjeli ważną decyzję – zawiązano Komitet Budowy Szkoły w Zielonce. Do komitetu tego weszli: pan prof. dr U. Lub. Mydlarski, pan prof. Politechniki Warszawskiej Stanisław Niewiadomski, pan Hilary Wojciechowski, pan Hipolt Hentszel, pan kapitan Wacław Olbrycht, pan Władysław Klajmitc, pan Michał Szustakiewicz oraz z urzędu kierowniczka pani Natalia Turkowska. Wiście ekspresowym wręcz czasie, nawet jak na ówczesne warunki, uzyskano subsydium rządowe i plac pod budowę przy ulicy Staszica. Również szybko został opracowany projekt szkoły. Zgodnie z uzyskaną informacją od pani Teresy Górskiej wnuczki członka komitetu budowy pana Hipolita Hentszela, wykonał go pan Napiórkowski. Po uzyskaniu od pana Nowaka mieszkańca Zielonki kilku tysięcy cegieł w darze – o czym wspomina szkolna kronika – ruszyła budowa. Powołany Komitet nie ograniczył się w swych działaniach tylko do nadzoru i kontroli budowy. Aktywnie wręcz entuzjastycznie bezinteresownie prowadził działalność na rzecz pozyskania funduszy na budowę. Zajmował się między innymi organizowaniem różnych imprez dochodowych. Z rozmów i wspomnień mocno nadszarpniętych „zębem czasu” wynika, iż były sprzedawane cegiełki o których dziś już prawie nic nie wiemy. Organizowano też różnego rodzaju loterie fantowe , zabawy i inne konkursy. Każdy z członków komitetu włożył swój duży i niepodważalny wkład w dzieło budowy ale jak czytamy w kronice „najwięcej czasu i wysiłku poświęcił pan Hilary Wojciechowski”. Budową szkoły żyli wówczas wszyscy: kierowniczka, nauczyciele, uczniowie i Komitet. Wraz z nimi, jak należy przypuszczać na podstawie wspomnień żyła też cała lokalna społeczność osady. W ramach wycieczek uczniowie pod kierunkiem nauczycieli odwiedzali plac budowy. W 1931 roku, wiosną jak wynika ze wspomnień, nie czekając na zakończenie robót po części rozpoczęto naukę w nowym miejscu. O tych chwilach dowiadujemy się z zapisek pana Ignacego Michalskiego. Tak oto on opisuje. „W marcu 1931 roku szkoła została przeniesiona na ulicę Staszica do budynku (a właściwie przed budynek), w którym mieści się i funkcjonuje do dziś. Wtedy uczono się tam tylko, gdy była ładna pogoda ponieważ ławki były ustawione przed budynkiem. Gdy zaś padało lub było pochmurno lekcje odbywały się przy ulicy Kopernika”. Z informacji zawartej w kronice szkolnej obraz przejęcia budynku jest nieczytelny. Bardzo możliwe iż moment ten zachowany w pamięci przez pana Ignacego jest momentem przełomowym w dziejach szkoły. Potwierdza wprawdzie fakt zakończenia pierwszego etapu budowy ale nie stwierdza tego konkretnie kiedy. W związku z powyższym bardzo możliwe iż zachowany fragmentarycznie w pamięci przez pana Ignacego moment jest momentem przełomowym w dziejach szkoły. Tak więc należy przypuszczać iż przekazywanie budynku społeczności szkoły nie było jednorazowym aktem lecz procesem który realizowano etapami. Jednym z pierwszych a znaczących, etapów w życiu tejże szkoły było uroczyste przekazanie dwu piętrowego gmachu przy ulicy Staszica. Szkolna kronika tak oto odnotowała: „Wreszcie w roku 1931/32 staną dwu piętrowy gmach szkolny przy ulicy Staszica, w którym wykończono na razie pater i pierwsze piętro oddając do dyspozycji osiem klas. Dokonano poświęcenia szkoły przy udziale Komitetu Budowy, Opieki Szkolnej, grona nauczycielskiego, rodziców oraz młodzieży. Poświecenia dokonał ksiądz dziekan Bolesław Jagiełłowicz, a chór szkolny prowadzony przez pana Michała Wyrozumskiego wykonał trzy głosowy hymn Gorczyńskiego „Gaude Mater Polonia”. Reasumując należy przyjąć, iż w latach 1931-33 dobiegła końca wędrówka „na swoje”. Poświęcenie i przekazanie przez Komitet Budowy budynku kierownictwu placówki zwieńcza i zamyka ten rozdział ale nie kończy dziejów naszej szkoły. Praca „na swoim” nie tylko tworzyła nową kartę w historii szkoły ale otwierała nowe możliwości wytyczała nowe zadania.
Rok 1932 zapoczątkował nowy okres w dziejach naszej szkoły. Oddany obiekt stał się docelowym portem dla dryfującej po Zielonce placówki oświatowej. Zapoczątkował nowy etap stabilizacji, stając się jednocześnie dla szkolnej społeczności, osobistym sukcesem i dumą. Zapewnił jej własne i trwałe miejsce oraz stworzył komfortową sytuację, gwarantującą poczucie pewnego bezpieczeństwa. Jednocześnie powyższe wydarzenie uaktywniło i wzmocniło pozytywne motywacje, pobudzając całe środowisko do większego, bardziej dynamicznego zaangażowania się w działalność oświatową.
Na podstawie uzyskanych lakonicznych informacji zawartych tak w kronice szkolnej jak i we wspomnieniach niektórych absolwentów wiemy, iż w momencie przekazywania budynek nie był ostatecznie gotowy. Na drugim piętrze trwały intensywne prace wykończeniowe. Jednocześnie wiadomym też było, iż przekazany na rzecz szkoły teren nie był należycie zabezpieczony, tj. właściwie ogrodzony. Pomimo tego należy stwierdzić, iż nowo oddany obiekt szkolny zapewniał w o wiele większym stopniu dogodniejsze warunki do nauki aniżeli poprzednio użytkowane lokale. Dodatkowym plusem powyższej lokalizacji była istniejąca wolna przestrzeń wokół budynku i wszechobecna w Zielonce zieleń. Atut ten nie tylko sprzyjał, ale i wspomagał we właściwym kierowaniu jak też kształtowaniu pożądanej wrażliwości u młodego człowieka.


Pan Włodzimierz J. Konikowski wraz z uczniami z Koła Badaczy Historii – wrzesień 2001 rok.

Dziś wiemy, iż w trakcie roku szkolnego, 1932/1933 o czym wspomina p. Włodzimierz J. Konikowski nastąpiło ostateczne przeniesienie szkoły do nowego budynku. Obiekt szkolny, jak na owe lata, był dość nowoczesny. Sale w nim były duże i widne. W każdej z nich stał jeden albo dwa piece kaflowe. Podłogi w nim – o czym wspomina p. Janina H. Wyczółkowska z domu Gil -były ułożone z desek pomalowanych czarną tłustą pastą czy też farbą. W nowych ławkach mogło zasiadało tylko po dwóch uczniów. Każdy z nich miał w niej swoje miejsce na kałamarz., W salach lekcyjnych na tylnej ścianie rozmieszczone były wieszaki.
Jednakże w pierwszych miesiącach funkcjonowania tejże szkoły uczniowie swoje wierzchnie okrycia – według relacji p. Kazimierza Ręka – pozostawiali na korytarzu, przed salami. Ówczesne władze szkoły urządziły tam tymczasowe prowizoryczne szatnie. Na frontowej ścianie, w każdej z sal lekcyjnych, nad tablicą wisiało godło /orzeł biały w koronie na czerwonym tle/, krzyż oraz portret prezydenta RP i portret marszałka w Pan Kazimierz Rek – zdjęcie wykonane w 2001 roku

W 1934 roku w wyniku bliżej nieznanych okoliczności ze szkoły odeszła kierownik p. Natalia Turkowska. W tym czasie – cytując za kroniką -w placówce tej pracowali jako nauczyciele: p. Florian Sypiański, p. Bronisława Sypiańska, p. Zofia Hofman, p.Michał Wyrozumski, p. Donata Witkowska, p. Julia Nowakowska, p. Janina Nagrabianka i p. Wacława Woroniecka oraz dwie młode praktykantki p. Antonina Nosowicz i p.Danuta Modzelewska. Funkcjonującej Opiece Szkolnej przewodniczył p. Wincenty Łysakowski.
Na wakujące stanowisko, zwolnione przez wyżej wspomnianą panią kierownik, powołany został p. Ryszard Siewierski. Za jego już czasów wykończono i oddano do użytku drugie piętro oraz wykonano zewnętrzną elewację obiektu szkolnego. Ogrodzeniem całego terenu szkolnego siatką, ostatecznie zamknęło w 1935 roku pierwszą fazę budowy szkoły. Co się zaś tyczy wychowania i nauczania, to trzeba obiektywnie przyznać, iż podobnie jak w większości szkół w Polsce, w szkole tej, kładziono duży nacisk na wszechstronny rozwój, tak umysłowy jak i fizyczny młodego człowieka. Wychowanie patriotyczne i duchowe stawiane tu było na pierwszym miejscu. Przy realizacji powyższych zadań władze szkolne ściśle współpracowały z Wojskiem Polskim i Duszpasterstwem Katolickim. W pracy z młodzieżą bazowano na sprawdzonych i wypróbowanych metodach. Codziennie rano, przed zajęciami, na korytarzu, pod nadzorem uczących nauczycieli – według relacji p. Wł. J. Konikowskiego – modlono się lub śpiewano pieśń „Pod twoją obronę”. W czasie różnych państwowych i szkolnych uroczystości obchodzonych na zewnątrz budynku szkolnego, o ile zezwalała na to pogoda -jak wspomina p. Janina Gradowska – śpiewano hymn Polski a w czasie, gdy wciągano „chorągiew” dwóch trębaczy odgrywało sygnał.
Według relacji p. Bronisława Włodarczaka trębaczami tymi byli harcerze a ową chorągwią była flaga narodowa Polski.


Pan Bronisław Włodarczak – zdjęcie wykonane w 2001 roku

W powyższej pracy wychowawczej wielce pomocną i przydatną organizacją okazało się funkcjonujące na terenie szkoły harcerstwo. W latach trzydziestych w szkolnej drużynie harcerskiej i młodszych zuchach działała dość liczna grupa uczniów. Siady tej pięknej karty z życia młodego człowieka praktycznie odnajdujemy we wszystkich posiadanych, spisanych wspomnieniach. Harcerstwo w swym statutowym programie zakładało szeroką współpracę z kadrę pedagogiczną we wszelkich, obywatelskich i patriotycznych działaniach wychowawczych. ZHP jako organizacja stawiała wówczas sobie za cel, podobnie jak to jest i dziś, wychowanie młodego człowieka na prawego, uczciwego i miłującego swą ojczyznę obywatela.
Nie zawsze jednak czynione wysiłki przez nauczycieli przynosiły zamierzony efekt. Uczniowie, podobnie jak dziś, wyłamywali się ze sztywnych ram obowiązującego wówczas regulaminu. W takich przypadkach, w imię dobra wyższego, przy wychowywaniu młodzieży uciekano się do sprawdzonych, dziś już nie popularnych metod „cielesnych”. Rózga była jedną z pomocy naukowych. We wspomnieniach p. J. H. Wyczółkowskiej można odnaleźć taki oto epizod. Przystojnym, odważnym, ale i groźnym był nauczyciel od w-f p. Zb.Gałązka. „Chodził on – jak opisuje – po wojskowemu, z witką w ręku, którą utrzymywał dyscyplinę”. Kar – jak wiemy – w ówczesnej szkole było dużo. Absolwent tej szkoły p. K. Rek przytacza ich też kilka. Wśród nich, między innymi wymienia takie kary jak: targanie za ucho, ciąganie za baki, klęczenie w kącie na grochu, stanie za drzwiami.
Rok 1936 przyniósł dalsze, znaczące zmiany w życiu szkoły. Już w 1935 roku pojawiły się pierwsze tego oznaki. Założono wówczas na szkolnym terenie ogród. Urządzono go – jak podaje szkolna kronika – według najnowszych wymagań pedagogicznych. Przy właściwym ukształtowaniu jego wielce zasłużył się miejscowy ogrodnik p. Stanisław Józewczyk, który był sąsiadem szkoły. Przytaczając słowa p. R. Siewierskiego należy wspomnieć, iż ogród ten był wyróżniony i polecany przez ówczesne Ministerstwo Oświaty innym szkołom jako wzór do naśladowania. We wszelkich tych poczynaniach jak zawsze ofiarnie współpracowało i wspomagało miejscowe społeczeństwo. Zapewne pod ich wpływem, ulegając różnorakim sugestiom, różnych miejscowych wpływowych i finansowych środowisk, kierownik szkoły p. Ryszard Siewierski zdecydował się na wystąpienie z inicjatywą rozbudowy podległej mu placówki oświatowej. Można też przypuszczać, iż w tym samym czasie w porozumieniu i za przyzwoleniem wyżej wymienionej lokalnej społeczności wystąpił on o nadanie szkole imienia i przyznanie sztandaru.
Powyższe starania zostały – jak wiemy – uwieńczone pełnym sukcesem. Już w roku 1936 przystąpiono do rozbudowy szkoły tj. budowy nowego skrzydła i sali gimnastycznej. We wspomnieniach p. Wł. J. Konikowskiego czytamy -„Już w 1937 roku, położono kamień węgielny pod budowę sali gimnastycznej”. Cytując dalej za szkolną kroniką należy tu stwierdzić, iż „całe miejscowe społeczeństwo brało autentyczny udział w pracy nad budową szkoły i jej wyposażeniem. Opiekunem Głównym był wówczas kpt. p. Konrad Pawlikowski a w pracy szczególnie wyróżniał się członek opieki sierż. p. Stanisław Malik”.
Nadanie imienia i wręczenie sztandaru w roku szkolnym 1935/1936 -jak można by sądzić – należało do jednych z najważniejszych wydarzeń w życiu szkoły. Równocześnie, jak należałoby przypuszczać, uroczystość ta dla miejscowej, lokalnej społeczności było wydarzeniem najwyższej rangi. Była ona zwieńczeniem i ukoronowaniem ich wielkiego włożonego wysiłku jak też dojrzałym owocem ich zaangażowania podczas współtworzenia od podstaw pierwszej na tym terenie placówki oświatowej. Niestety, na ten temat dostępna dziś kronika szkolna milczy. Milczą też dostępne oficjalne dokumenty miasta i parafii. Te sprzed II woj. światowej gdzieś podczas zawieruchy wojennej i „niesuwerennego peerelu” uległy zniszczeniu czy też jak wiele innych -zaginęły.
Dziś pozostało już niewiele śladów, które świadczyłyby o tym, tak ważnym fakcie z dziejów życia szkoły. Jedynymi i kto wie czy nie ostatnimi najważniejszymi, istniejącymi dziś źródłami historycznymi potwierdzającymi owe wydarzenia, są nieliczne, ale wciąż istniejące zdjęcia, świadectwa jak i spisane wspomnienia uczniów ze szkoły. Cennym takim źródłem jest dedykacja zamieszczona w nagrodzie książkowej, którą otrzymała p. Halina Miczel z domu Dziedzic.
Z posiadanych obecnie materiałów dotyczących wyżej wspomnianego faktu, najcenniejszymi są wspomnienia p. Wł. J. Konikowskiego i p. Bronisława Włodarczaka jak też ich świadectwa szkolne. To właśnie we wspomnieniach p.Wł. J.Konikowskiego, już wielokrotnie w tym rozdziale cytowanych, czytamy: „Uroczyste nadanie szkole imienia pana profesora Ignacego Mościckiego oraz sztandaru nastąpiło w 1936 roku. Aktu poświęcenia dokonał ksiądz dziekan Bolesław Jagiełłowicz „. Informację tę potwierdza p. B. Włodarczak, jak też potwierdzają świadectwa, jakie otrzymali wyżej już wymieni w drugim półroczu roku szkolnego 1935/1936.
W latach 1936 – 1939 szkoła już jako Publiczna Szkoła Powszechna im. Prezydenta Rzeczypospolitej Profesora Ignacego Mościckiego przeżywała swój największy rozkwit. Wówczas to – jak odnotowała kronika – „Szkoła osiągnęła wysoki poziom wychowawczy i naukowy”. W placówce tej 1015 uczniów uczyło 18 nauczycieli. Z pośród nich kronika wyszczególnia jako ” wybitnych nauczycieli szkoły ” p. Marię Piechowską, p. Jerzego Szczechowicza, p. Marię Piątkowską, p. Michała Wyrozumskiego i p. Floriana Sypiańskiego. Wielce zasłużonym dla szkoły był także woźny p. Mieczysław Krystiewicz, który został uwieczniony w Złotej Księdze Zasługi. W księdze tej – cytując słowa p. R. Siewierskiego – „zapisywano obywateli wyróżnionych przez walne zebranie rodziców za wybitną pracę na rzecz szkoły”.
W wyniku zaangażowania całego społeczeństwa stworzono doskonałe warunki do nauki. Do l września 1939 roku nowe skrzydło szkoły podciągnięto do drugiego piętra a mury sali gimnastycznej – o czym pisze p. W. J. Konikowski – do wysokości l metra. Na podstawie kroniki można stwierdzić, iż „20 klas lekcyjnych – tyle wówczas ich było – wyposażono w nowe umeblowanie i piękne nowoczesne tablice”. Była utworzona też specjalna sala robót z warsztatami stolarskimi i ślusarskimi. Również istniała biblioteka szkolna z bogatym, liczącym 1500 egzemplarzy książek, księgozbiorem. Na wyposażeniu była też wielce przydatna szafo-gablota wypełniona obrazami. Wizytówką i chlubą szkoły w Zielonce był gabinet fizyczno-chemiczny, który posiadał bogato wyposażone zaplecze.
Młodzież szkolna uczestniczyła w różnego rodzaju działaniach integracyjnych. Między innymi wiosną 1938 roku uczniowie brali udział w sadzeniu drzew zorganizowanym z okazji święta „Dnia lasu”. Pod kierunkiem nauczycieli, jedni-jak opisuje p. J. Gradowska – sadzili topole przy ulicyW wyniku zaangażowania całego społeczeństwa stworzono doskonałe warunki do nauki. Do l września 1939 roku nowe skrzydło szkoły podciągnięto do drugiego piętra a mury sali gimnastycznej – o czym pisze p. W. J. Konikowski – do wysokości l metra. Na podstawie kroniki można stwierdzić, iż „20 klas lekcyjnych – tyle wówczas ich było – wyposażono w nowe umeblowanie i piękne nowoczesne tablice”. Była utworzona też specjalna sala robót z warsztatami stolarskimi i ślusarskimi. Również istniała biblioteka szkolna z bogatym, liczącym 1500 egzemplarzy książek, księgozbiorem. Na wyposażeniu była też wielce przydatna szafo-gablota wypełniona obrazami. Wizytówką i chlubą szkoły w Zielonce był gabinet fizyczno-chemiczny, który posiadał bogato wyposażone zaplecze.
Młodzież szkolna uczestniczyła w różnego rodzaju działaniach integracyjnych. Między innymi wiosną 1938 roku uczniowie brali udział w sadzeniu drzew zorganizowanym z okazji święta „Dnia lasu”. Pod kierunkiem nauczycieli, jedni-jak opisuje p. J. Gradowska – sadzili topole przy ulicy I. Paderewskiego, a inni – o czym wspomina p. J. H. Wyczółkowska – przy ulicy Szkolnej. Zajęcia lekcyjne z takich przedmiotów jak: geografia, przyroda czy fizyka, odbywały się dość często w terenie. Uczniowie mieli wówczas możliwość podczas tych lekcji na skonfrontowanie swoich nabytych wiadomości z rzeczywistością.
Jednocześnie w szkole w ramach pracy dydaktyczno-wychowawczej organizowane były różne wycieczki. Najczęściej były to wycieczki jednodniowe do Warszawy, np. na wystawę do „Zachęty”. Były też – choć nie tak często -organizowane wycieczki kilkudniowe. Za 20 dawnych polskich złotych można było pojechać na 5 – 6 dniową wycieczkę jednej z nich uczestniczył p. Wł. J. Konikowski.. Jak opisuje, „był wówczas w 6 lub 7 klasie. Na wycieczkę wyruszyli z Warszawy pociągiem do Krakowa, a później do Zakopanego. Tam mieli okazję podziwiać Morskie Oko. Nocleg urządzony był w pociągu sypialnym. Z Zakopanego ruszyli do Katowic, a następnie pojechali do Częstochowy skąd powrócili do Warszawy”.
W stosunkowo jeszcze młodej i nie okrzepłej szkole w Zielonce, w trakcie kształcenia nie zapominano o budowaniu właściwych wzorców, na których młodzież mogłaby w przyszłości bazować i być z nich dumna. W ramach tak pojętego wychowania patriotycznego szkoła kultywowała, wciąż żywą na tym terenie pamięć związaną z dwudziestym rokiem, z poległymi tu uczniami i kapelanem ks. I. Skorupko. Nie umniejszając jednak przeszłości, szkoła jak każda młoda placówka, dla podniesienia swej rangi i prestiżu, tworzyła własną tradycję. Jednym z elementów kreujących jej nowe oblicze było uroczyste przekazywanie przez uczniów najstarszych, młodszym rocznikiem sztandaru szkoły.